Szkoła i zdalne nauczanie

Moje dziecię poszło we wrześniu do szkoły. Kiedy ten czas zleciał? Przecież ona jest jeszcze mała. Jest najmłodsza w klasie. Niektóre dzieci mają po 5 lat lub prawie 5, a ona 4 i pół.

W tym szkolnym uniformie wygląda na taką dużą dziewczynkę. Z chęcią chodziła do szkoły i bez problemu wstawała rano. Nie trzeba było jej siłą ściągać z łóżka. Tata odwoził ją do szkoły. Odprowadzał pod klasę, gdzie jej wychowawczyni ją przejmowała.

Teraz przez tego wirusa szkoła jest zamknięta (już prawie miesiąc). Uczymy się zdalnie. Jej wychowawczyni przesyła nagrane filmiki z nauką pisania, matematyką wymową i czytanką i po pracy uczymy się. Czasami jest ciężko bo ona nie lubi takiej formy nauki. Widać że wolałaby iść do szkoły, do znajomych. Lubi się uczyć, ale ta forma jej nie odpowiada. Od poniedziałku do piątku ma zajęcia w szkole angielskiej, a w soboty w szkole polskiej. Może to za dużo dla takiego dziecka, ale chcę by miała kontakt z językiem polskim, gdyż ona jest bardzo oporna na nasz język. Woli mówić po angielsku, a mi zależy żeby mogła w przyszłości porozumieć się z rodziną mieszkająca w Polsce.

Zobaczymy co z tego wyjdzie. Póki co jakoś sobie radzimy z tą dziwną sytuacją.

Powrót do pracy

Moje ostatnie 2 dni macierzyńskiego i w poniedziałek już idę do pracy! Jak to szybko zleciało. Jeszcze niedawno mówiłam, że za pół roku dopiero wracam, a tu już bam!

Przed świętami byłam z Młodą ich odwiedzić. Jest trochę nowych twarzy i ponoć roboty co niemiara.

Z jednej strony nie mogę się już doczekać aż wyjdę znów do ludzi, a z drugiej to trochę się rozleniwiłam 😉 Dzieci będę odwozić do niani, a mąż będzie je odbierać.

Zobaczymy jak to będzie…

Siostry

Dawno mnie tu nie było. Co usiadłam żeby coś napisać to jedna albo druga córka wymagała mojej uwagi.

Mamy jako taki ustalony plan dnia, ale zawsze coś nam wypadnie. Młoda ma już 8 miesięcy i ku zdziwieniu rodziny, głównie jest na mleku. Stopniowo wyprowadzam obiadki i kaszkę wieczorem. Oni by jej dawali (od 3- go miesiąca) różnego rodzaju przeciery, zupki, herbatki, soczki, a ja nie widzę żeby była gotowa na rozszerzanie diety. Zwłaszcza że jeszcze stabilnie sama nie siedzi. No cóż to ja jestem mamą i wiem co dla moich dzieci jest dobre. A jak się to komuś nie podoba, trudno.

Teściowie co rusz dają wytyczne jak mamy wychowywać nasze dzieci, jak karmić i w ogóle jak postępować. Według nich dzieci nie powinny oglądać telewizji, nie jeść słodyczy, nie biegać, krzyczeć itp. Znaczy to tyczy sie starszej córy. Moje dziecko ogląda bajkę na dobranoc, dostaje coś słodkiego raz w tygodniu bądź w miesiącu. (Teraz ma kalendarz adwentowy to codziennie małą czekoladkę po obiedzie dostanie.) Biega, krzyczy, brudzi się i jest szczęśliwa 🙂 Czyli pozwalam jej robić wszystko to, co teściowie zakazują 😁 i jest mi z tym dobrze. Uważam że wszystko jest dla ludzi i w granicach rozsądku.

Starsza córa coraz więcej mówi. Miesza dwa języki i nawet zdania powoli składa, ale jeszcze nawija po swojemu. Dużo pomogło oglądanie i słuchanie piosenek dziecięcych na Youtube oraz chodzenie na różnego rodzaju kółka dziecięce z nianią. Młoda chodzi teraz do niej na rano, a gdy wrócę do pracy to znów będzie chodzić na popołudnie razem z młodszą siostrą 🙂 Miejscówka jest już zaklepana 😁 Od września chodzi do sobotniej polskiej szkoły. Uwielbia tam chodzić. Jak tylko widzi podkoszulkę to od razu każe sobie ją zakładać i chce iść do szkoły 😉

Młodsza córa jest zapatrzona w swoją siostrę 🙂 Jak tylko tamta wróci od niani to tak sie cieszy aż śmieje się w głos. Widzi za nią oczami i guga do niej ☺ Ostatnio odkryła swoje stopy i ze mozna sie nimi bawić 😉 Najlepiej jak są gołe to od razu do buzi palce wkłada 😁 Chwyta wszystko w rączki i pcha do buzi. Potrafi przekręcić się na bok i przemieścić tak by złapać upatrzoną zabawkę. Już nie zostawię jej samej na sofie. Uciekinier mały 😉 Na podłodze pełza i dostaje się tam gdzie chce 😀

Uwielbiam patrzeć jak razem leżą, rozmawiają, bawią się. Jak starsza coś tłumaczy siostrze lub „czyta” (z obrazków) książki 😊 Mam nadzieję że ta więź zostanie między nimi już na zawsze.

Zwariowany mój świat

Odkąd na świecie pojawiła się druga córeczka, mój świat kręci się w przyspieszonym tempie. Tydzień leci za tygodniem, gubię dni, mało sypiam (co to jest w ogóle ten sen?).

Mała ma już 10 tygodni. Kiedy to zleciało? Mówimy na nią Skrzekuś bo wydaje śmieszne odgłosy, zwłaszcza jak się przeciaga 🙂 Je co 2 godziny, głodomorek mój mały. W nocy gdy się obudzi na jedzenie to dostaje butlę, biorę ją na ‚odbicie’, odkładam do łóżeczka, idę do pokoju starszej córki by ją przykryć i wracam do łóżka. Zanim usnę to muszę znów wstawać na karmienie. W weekendy mąż rano zajmuje się dziećmi a ja odsypiam. Te 2 lub 3 godziny dodatkowego snu dużo dają.

Przez pierwszy miesiąc po urodzeniu Mała spała ze mną, znaczy na mnie, a mąż przeniósł się na materac do pokoju starszej córci. Po tym czasie została eksmitowana do swojego pokoiku. Zamontowaliśmy tam kamerkę i monitor oddechu w łóżeczku, który parę razy się włączył. Na szczęście był to fałszywy alarm (chyba baterie były słabe). Rano wita mnie szczery bezzębny uśmiech.

Trochę się martwiłam jak starsza córa zareaguje na siostrę, czy będzie zazdrosna, czy będzie rozrabiać by zwrócić na siebie uwagę, ale zaskoczyła mnie miło. Sama do Małej podchodzi, daje buziaki, głaska, podaje smoczka, wyrzuca pieluchy ☺ Rano podchodzi do łóżeczka i grzechotką rusza lub gdy karmię Małą to przyjdzie się przytulić, pocałuje ją w główkę i pogłaszcze 🙂

W tygodniu muszę rano ogarnąć obie dziewczyny. Najpierw nakarmić Skrzekusia, ubrać Pyzę później siebie. Zrobić starszej śniadanie i przy okazji sobie. W międzyczasie przebrać pampersa. Gryząc kanapkę wysadzić na nocnik Pyzę, jednocześnie karmiąc Skrzekusia. Po śniadaniu szykuję torbę do niani, po czym usypiam niemowlę i ubieram starszą córkę do niani. Jak jest mąż to on ją zawodzi, a jak musi jechać do klienta to ja pakuję najpierw jedną do samochodu, a później drugą. Jest to nielada wyzwanie, ale w samochodzie Skrzekuś zazwyczaj usypia więc pod domem niani zostawiam ją śpiącą i szybko odstawiam Pyzę. Po powrocie do domu ogarniam spustoszenia, które córka zrobiła, zajmuję się młodszą córą, gotuję obiad i dzień mija. Pod wieczór jest łatwiej bo mąż jest w domu. To on odbiera Pyzę od niani i pomaga mi przy dzieciach. Nie muszę się rozdwajać 😉 Mąż kąpie starszą córkę, a ja młodszą. Każdy ma swoje dziecko do oporządzenia 😉 Z tym że to młodsze jest z nami w salonie dopóki nie pójdziemy spać, a starsza zostaje u siebie w pokoju.

Niby każdy dzień jest taki sam, a jednak inny. Dzieci rosną, zdobywają nowe umiejętności, zaskakują. Pomimo zmęczenia i niewyspania, nie zamieniłabym tego za żadne skarby świata.

Planowany termin

To dziś miała przyjść na świat moja druga córeczka. Jak ja to wspominam? Otóż dzień przed planowaną cesarką przylecieli moi rodzice. Tego dnia Mała była wybitnie aktywna w brzuchu. Skakała i kopała aż miło. Prawie przez cały dzień chodziłam na wpół zgięta bo ból był taki, że nie mogłam się wyprostować. Dała mi popalić 😉 Gdyby nie rodzice to ciężko by mi było cokolwiek zrobić i zająć się córką oraz kotami. Wieczorem wzięłam tabletkę jak mi kazano. Zjeść moglam do godziny 21:00,a napić się wody do północy. Drugą tabletkę zażyłam w dzień cesarki o 6 rano.

W nocy gdy córa już spała, weszłam do jej pokoju by dać buziaka bo rano nie chciałam jej budzić. O 7:00 rano mąż zabrał spakowane torby do samochodu. Tato mój już nie spał to mu powiedziałam co ma dać na śniadanie wnuczce i w co ja ubrać, pożegnałam się i poczłapałam do samochodu. O 7:30 byliśmy już z mężem na oddziale. Dostałam tymczasowe łóżko na oddziale 10 gdyż po operacji miałam dostać łóżko na oddziale 9. Pielegniarka przyszła zmierzyć mi ciśnienie, temperaturę i puls. Po paru minutach przyszedł lekarz, który miał przeprowadzać operację, ale nastąpiły zmiany i jego koleżanka będzie to robić, a on będzie w sali obok. Życzył powodzenia po czym poszedł na obchód. Następnie pielegniarka przyniosła mi szpitalne ubranko i sexi ciemnozielone skarpetki uciskowe oznajmiając, że jestem pierwszą pacjentką tego dnia, a mieli ich kilka do cesarskiego cięcia. Po pielegniarce przyszedł anestezjolog, opowiedział co będzie robił, podpisałam papiery i czekaliśmy aż zaprowadzą nas na blog operacyjny.

Po 8:00, może 8:30 przyszła młoda pielęgniarka. Przedstawiła się i oznajmiła że będzie się mną opiekowała do czasu przewiezienia nas na salę gdzie będę leżała z innymi pacjentkami. Poprosiła byśmy poszli z nią na oddział operacyjny. Zapytała się czy jestem podekscytowana. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą że trochę się boję, ale ekscytacja też jest. Zaprowadziła nas do małego pokoiku gdzie mieliśmy chwilkę poczekać aż przygotują wszystko na sali operacyjnej. W międzyczasie do pokoju weszła druga para, która również czekała na cesarkę. Po chwili moja pielęgniarka przyszła po mnie i udałyśmy się na spotkanie z córcią. Mąż musiał jeszcze poczekać aż go poproszą. Musieli mnie przygotować do cięcia.

Na sali operacyjnej było pieruńsko zimno. Klima była włączona cały czas że względu na sprzęt. Trzęsłam się jak osika. Mała nie pomagała bo wierciła się okropnie. Po podaniu przez anastezjologa znieczulenia zewnątrzoponowego, pielęgniarki pomogły mi się położyć na stole operacyjnym gdyż zaczęło ono szybko działać i po chwili straciłam czucie w nogach, a sekundy później w górnej partii ciała. Postawili kotarę i zespół lekarzy, pielęgniarek, anestezjolog i pediatra zaczęli robić swoje. Oczywiście zaczęłam mieć problemy z oddychaniem, tak samo jak za pierwszym razem, ale tym razem siedziałam (leżałam) cicho. Podejrzewam iż było to spowodowane strachem. Zegar na ścianie też nie pomagał. Mąż był przy mojej głowie, a ja gapiłam się w sufit i odmawiałam Zdrowaśki. Czas dłużył się niesamowicie. Słyszałam co mówili (choć teraz nie pamiętam), odsysacz, brzdęk narzędzi. Co rusz ktoś zapytywał jak się czuję i czy wszystko wporzadku. Na co ja kiwałam głową na tak. Mąż głaskał mnie po głowie. Ja się modliłam aż wreszcie usłyszałam „Mamy ją” i ten piękny pierwszy płacz dziecka. Łzy same poleciały. Ze szczęścia i ulgi, że jest już z nami. Pielęgniarki od razu ją przejęły i zaprosiły męża żeby mógł porobić zdjęcia. W tym samym czasie pediatra ja badał, a mnie zszywano i klejono. Pokazano mi ją tylko przez chwilę. Taką malutką kruszynkę owiniętą ręcznikami i pokrytą jeszcze płynami z brzucha, ale jednocześnie taką śliczną i moją 😍 Jedna z pielęgniarek zaprowadziła męża na salę gdzie mieli mnie przywieźć.

Po skończonej operacji, cały zespół ustawił się wokół mnie i głównodowodząca lekarka przeprowadzała wywiad ze wszystkimi. Pytała jak przebiegała operacja, czy były jakieś komplikacje, co z dzieckiem, jak się ja czułam i dziecko. Patrzyłam się na nich i na salę. Gdzie się nie spojrzałam to widziałam ręczniki i szmaty zakrwawione. Dużo krwi. Oni mówili, a ja nie mogłam od tych rzeczy oczu oderwać. Dowiedziałam się że straciłam 500 ml krwi. Po zdanym raporcie przewieziono nas na salę pooperacyjną na pół godziny i w końcu mogliśmy zrobić ‚skóra do skóry’ 😊 Było też pierwsze przystawianie do piersi ☺ Po upływie pół godziny, przytulne do siebie, przewieziono nas na salę gdzie czekał na nas tatuś 😊

Od tamtego dnia jesteśmy bardziej szczęśliwi niż byliśmy. Mamy dwie cudowne dziewczynki i nasza rodzinka jest w komplecie 😍

Rodzinka w komplecie :)

Nareszcie razem ☺ Co prawda 4 tygodnie wcześniej niż był planowany termin, ale jest już z nami 😊

Moja druga córeczka przyszła na świat 10 kwietnia poprzez cesarskie cięcie. Jest taka malutka, drobniutka, kruszynka. Jej waga w chwili narodzin to 2490g. Najmniejsze ciuszki są troszkę przyduże 🙂

Tegoroczne święta Wielkanocne spędzimy w czwórkę 😁

No to czekamy

Po ostatnim usg wyszło jednak że łożysko położone na tylnej ściance, uff. Kobitka 3 razy sprawdzała żeby się upewnić, pokazywała na monitorze jego położenie oraz zrobiła pomiary dziecka. Wszystko jest w porządku, przepływy w normie 🙂 Zrobiła nawet zdjęcie jak Mała ssie kciuka 😍

W zeszły poniedziałek miałam wizytę u lekarza. Przyjął mnie jakiś nowy wraz z studentem, niezbyt miły. Moja lekarka miała dyżur w innym oddziale. Wypisał skierowanie na cesarskie cięcie oraz na zastrzyki ze sterydami żeby wspomóc rozwój płuc dziecka. Podpisałam papiery i się pożegnałam. W recepcji spotkałam moją lekarkę, która poinformowała mnie że sprawdziła wszystkie zdjęcia z usg i potwierdziła o tylnym położeniu łożyska. Życzyła powodzenia oraz wszystkiego dobrego i się pożegnała.

W sobotę byłam w szpitalu na pierwszym zastrzyku ze sterydami. Co się okazało to to, że ten lekarz nie wpisał na nie recepty 🤦‍♀️ i musiałam czekać aż któryś z dyżurujących lekarzy podpisze receptę. Poszło nawet sprawnie, a sam zastrzyk był w pośladek i pieruńsko bolał bo podany był domięśniowo.

Wczoraj dostałam drugą porcję sterydów, ale wcześniej podłączyli mnie do ktg, bo w sobotę mała była bardzo leniwa. Nie wiem czy to po tym zastrzyku, ale lepiej dmuchać na zimne. Sprawdzali jej ruchy i tętno. Najniższe tętno było 110, średnia 128, a kiedy się poruszyła to pomiędzy 132 a 140.

Lekarz był zadowolony z wyników i powiedział że są one w normie. Wypuścili mnie do domu, ale powiedzieli że jak znów ruchy dziecka będą ograniczone mam natychmiast dzwonić do szpitala i będę miała robione badania. Na szczęście Mała wczoraj była rozbrykana i kopytkowała aż miło ☺

Dziś znów byłam w szpitalu na spotkaniu „przedoperacyjnym”. Położna zrobiła rutynowe badania: zmierzyła ciśnienie, pobrała krew i próbkę moczu, wzięła wymaz z nosa, posłuchałam bicia serduszka dzidziusia ☺ Zapytała się czy mam formę na cesarkę wypełnioną i podpisaną przez lekarza. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że lekarz w zeszły poniedziałek ją podpisał, ale mi jej nie oddał bo powiedział że jej nie potrzebuję. Na co ona, że owszem jest ona mi potrzebna jak będę się rejestrować na oddziale gdy wyznaczą mi termin. Poszła po nową formę, wpisała, ale że nie mogła znaleźć lekarza który by mi ją podpisał to puściła mnie do domu. Mam tylko zadzwonić po południu na oddział położniczy i się spytać kiedy mogę się stawić w celu podpisania tej formy.

Od dziś jestem na macierzyńskim 🙂 W piątek dostałam mały upominek od ludzi z pracy 🙂 Kwiaty, czekoladki, lalkę dla Pyzy, zabawkę na fotelik samochodowy dla Maleństwa i voucher żebym mogła kupić co dla dziecka będzie potrzebne ☺

Druga cesarka

Dokładnie pamiętam ten strach i panikę dwa i pól roku temu, gdy doktor zadecydowała o cesarskim cięciu. Nie tak sobie wyobrażałam swój poród. Bardzo chciałam rodzić naturanie, ale moje pierworodne szczęście nie współpracowało ze mną. Mąż po przebraniu się w niebieski strój ‚smerfa’ i czekaniu aż zaproszą go na salę operacyjną do mnie, przyznał że modlił się, jak to określił, do jakiegokolwiek ‚boga’, który miał wolną chwilę żeby wysłuchać jego próśb. 🙂

Teraz, ze względu iż łożysko jest nisko położone, też będę rodzić przez cesarskie cięcie. Z ostatniego usg wynika, że łożysko przesłania kanał rodny więc choćbym chciała to nie urodzę siłami natury. 😪

Na jednym z pierwszych usg stwierdzono przodujące położenie łożyska. Doktor, która mnie przyjęła w klinice ginekologicznej, powiedziała że jeśli się nie podniesie to trzeba będzie sprawdzić czy nie jest ono przytwierdzone do blizny po pierwszej cesarce. Na kolejnych usg dalej było ono nisko więc w zeszłym tygodniu doktor porównała raporty i stwierdziła, że ktoś gdzieś popełnił błąd gdyż wyczytała z raportu o tylnym położeniu łożyska. Powiedziała że trzeba to sprawdzić ponieważ taki błąd może kosztować życie. Łożysko może się przemieścić góra-dół ale nie przód-tył. Mam zaplanowane następne usg na piątek, a w międzyczasie doktor ma porozmawiać z sonografem i zadecydować o rezonansie magnetycznym w celu wykluczenia przyklejania łożyska do blizny po pierwszej cesarce.

Nie ma co ukrywać że boję się bardziej niż przy pierwszym porodzie.

Dwujęzycznoć dziecka

Kiedy moje dziecię skończyło 2 latka to z przychodni dostaliśmy list żebyśmy stawili się danego dnia i godzinie na bilans rozwojowy dwulatka. W liście była załączona również forma do wypełnienia o rozwoju fizycznym i psychologicznym dziecka.

Jak na dobrą mamę przystało wypełniłam formę najlepiej jak potrafiłam, wzięłam dziecię pod pachę i ruszyłam na spotkanie z pielęgniarką środowiskową. W pomieszczeniu, gdzie to się odbywało byli też inni rodzice oraz druga pielęgniarka. Moje dziecię bawiło się zabawkami, od czasu do czasu zwracając się do mnie z prośbą o pomoc w wykonaniu jakiejś czynności z którą sobie nie mogła poradzić. Podczas tego bilansu pielęgniarka prosiła o coś Pyzę, a ona wykonywała tą czynność. Wszystko jej się podobało w rozwoju mego dziecka z wyjątkiem mowy. Pielęgniarka stwierdziła iż Mała powinna już mówić i starać się składać całe zdania. W tym momencie jej powiedziałam, że my w domu mówimy po polsku, u niani rozmawiają po angielsku, a jak wychodzimy to w zależności z kim rozmawiamy to staramy się dopasować język do naszego rozmówcy. Na co ona stwierdziła, że dzieci dwujęzyczne też powinny w tym wieku już mówić. To się jej zapytałam czy mówi to z własnego doświadczenia czy powtarza to co gdzieś przeczytała? Nie odpowiedziała. Zaczęłam jej tłumaczyć, że każde dziecko jest inne i rozwija się w innym tępie. To dotyczy również mowy. Jedne dzieci zaczynają wcześnie mówić, a inne później i nie należy ich oceniać jednakowo według książek czy statystyk. Opowiedziałam jej również o dzieciach moich znajomych, że dosyć późno zaczęły mówić ze względu na opanowanie dwóch języków. Opiekunka Pyzy stwierdziła, że nie widzi powodu do niepokoju na tle mowy, gdyż z jej obserwacji wynika iż dzieci, które mają do opanowania więcej niż jeden język, zaczynają mówić całymi zdaniami dopiero po trzecim roku życia.

Moje spostrzeżenia niezbyt spodobały się pielegniarce, a może fakt iż podważam jej zdanie się nie spodobał? W każdym bądź razie wręczyła mi ulotkę z zajęciami wspomagającymi rozwój mowy, które odbywają się w godzinach pracy moich i męża. Powiedziała żebym spodziewała się telefonu od niej na przełomie marca i kwietnia w celu konsultacji jak idzie nauka mowy u Młodej.

Po powrocie do domu zdałam relację mężowi. Nie był zadowolony z podejścia tej pielęgniarki. Nazajutrz odpowiedziałam o wątpliwościach pielęgniarki środowiskowej opiekunce Pyzy, a ona stwierdziła żeby się nie przejmować. Zapytała się co robię w domu w kierunku nauki języka. To jej odpowiedziałam że mówimy po polsku, ale jak Mała wskaże dany przedmiot to daję jej możliwość wyboru, mówię jak to się nazywa po polsku i po angielsku. Kelly powiedziała, że te zajęcia wyglądają podobnie i nic więcej dziecko się tam nie nauczy bo robią to samo. Wskazują na przedmiot i mówią jak się nazywa czyli tak jak ja robię w domu. Zapytałam się również jak moje dziecię dogaduje się z innymi dziećmi. Odpowiedziała, że Pyza stara się porozumiewać. Uczy się nowych słówek i stara się powtarzać. Jak coś chce nie wie jak powiedzieć to bierze Kelly za rękę i wskazuje palcem na daną rzecz. Wtedy Kelly mówi jej co to jest i Mała powtarza.

Po rozmowie z nianią doszłam do wniosku iż moje dziecko jest leniwe, w domu oczywiście, bo u niej musi się wysilić żeby dzieci ją zrozumiały, a w domu wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Ewentualnie bierze mnie lub tatę za rękę i pokazuje co chce. Buzia jej się nie zamyka, chyba że je lub śpi choć i przez sen czasem nawija 😉 Ona mówi w swoim jezyku (najwięcej) lub miesza Polski z angielskim. Ja ją rozumiem bo większość dnia jest ze mną, mąż zrozumie ją gdy wypowie wyraz czysto, ale jak to dziecko w jej wieku dużo słów zdrabnia i mówi po dziecinnemu. Często muszę mu tłumaczyć co ona chce.

Sytuacja 1: jestem w łazience, szykuję się by wziąć prysznic i słyszę jak dziecię mówi ‚pupu’ to krzyczę by posadził ją na nocnik. Minuta później tata bije brawo, że dziecko ładnie załatwiło potrzebę do nocnika, ale gdybym nie krzyknęła to ta potrzeba byłaby w majtkach.

Sytuacja 2: składam pranie, nagle dziecię biegnie do kuchni i woła ‚pi’. Tata siedzi i zero reakcji więc krzyczę by dał jej pić bo dziecko spragnione. Efekt: Mała wypija 200ml wody na raz.

Tak więc można się z nią dogadać. Zauważyłam, że coraz bardziej stara się powtarzać wyrazy i samej układać zdania. Czasem nas zaskoczy i powie coś pełnym zdaniem, ale jak się ją poprosi o powtórzenie to już tego nie zrobi. Uparciuch mały 🙂

Walentynka czy Walenty?

Trochę zwlekałam z napisaniem tego postu. Miałam wrażenie, że to jest jak sen i jak powiem o tym światu to on pryśnie jak bańka mydlana, ale w końcu się zebrałam i jest 🙂

Mąż by chciał Walentynkę, a mi jest obojętne byleby było zdrowe 😊

Jak to mąż mówi „Już wiem jak się obsługuje dziewczynkę” 😉 Na co ja mu odpowiadam, że każde dziecko jest inne i to co udawało się z Pyzą niekoniecznie może podpasować drugiemu dziecku. On zdaje sobie z tego sprawę, ale powiedzieć musi 😉

Pyzolince też powiedzieliśmy że zostanie starszą siostrą 😊 Nie jestem pewna czy rozumie to pojęcie, ale przychodzi do mnie i całuje brzuszek 😍 Świadomie czy też nie, ale jest to urocze ☺

A Wam w dniu Walentynek życzę dużo miłości! ❤❤❤❤❤❤❤❤