Siostry

Dawno mnie tu nie było. Co usiadłam żeby coś napisać to jedna albo druga córka wymagała mojej uwagi.

Mamy jako taki ustalony plan dnia, ale zawsze coś nam wypadnie. Młoda ma już 8 miesięcy i ku zdziwieniu rodziny, głównie jest na mleku. Stopniowo wyprowadzam obiadki i kaszkę wieczorem. Oni by jej dawali (od 3- go miesiąca) różnego rodzaju przeciery, zupki, herbatki, soczki, a ja nie widzę żeby była gotowa na rozszerzanie diety. Zwłaszcza że jeszcze stabilnie sama nie siedzi. No cóż to ja jestem mamą i wiem co dla moich dzieci jest dobre. A jak się to komuś nie podoba, trudno.

Teściowie co rusz dają wytyczne jak mamy wychowywać nasze dzieci, jak karmić i w ogóle jak postępować. Według nich dzieci nie powinny oglądać telewizji, nie jeść słodyczy, nie biegać, krzyczeć itp. Znaczy to tyczy sie starszej córy. Moje dziecko ogląda bajkę na dobranoc, dostaje coś słodkiego raz w tygodniu bądź w miesiącu. (Teraz ma kalendarz adwentowy to codziennie małą czekoladkę po obiedzie dostanie.) Biega, krzyczy, brudzi się i jest szczęśliwa 🙂 Czyli pozwalam jej robić wszystko to, co teściowie zakazują 😁 i jest mi z tym dobrze. Uważam że wszystko jest dla ludzi i w granicach rozsądku.

Starsza córa coraz więcej mówi. Miesza dwa języki i nawet zdania powoli składa, ale jeszcze nawija po swojemu. Dużo pomogło oglądanie i słuchanie piosenek dziecięcych na Youtube oraz chodzenie na różnego rodzaju kółka dziecięce z nianią. Młoda chodzi teraz do niej na rano, a gdy wrócę do pracy to znów będzie chodzić na popołudnie razem z młodszą siostrą 🙂 Miejscówka jest już zaklepana 😁 Od września chodzi do sobotniej polskiej szkoły. Uwielbia tam chodzić. Jak tylko widzi podkoszulkę to od razu każe sobie ją zakładać i chce iść do szkoły 😉

Młodsza córa jest zapatrzona w swoją siostrę 🙂 Jak tylko tamta wróci od niani to tak sie cieszy aż śmieje się w głos. Widzi za nią oczami i guga do niej ☺ Ostatnio odkryła swoje stopy i ze mozna sie nimi bawić 😉 Najlepiej jak są gołe to od razu do buzi palce wkłada 😁 Chwyta wszystko w rączki i pcha do buzi. Potrafi przekręcić się na bok i przemieścić tak by złapać upatrzoną zabawkę. Już nie zostawię jej samej na sofie. Uciekinier mały 😉 Na podłodze pełza i dostaje się tam gdzie chce 😀

Uwielbiam patrzeć jak razem leżą, rozmawiają, bawią się. Jak starsza coś tłumaczy siostrze lub „czyta” (z obrazków) książki 😊 Mam nadzieję że ta więź zostanie między nimi już na zawsze.

Nieciekawa sytuacja i ponowne odwiedziny siostry

Normalnie uwielbiam moją siostrę 😁 Ona wie że został mi tylko 1 dzień wolnego do wykorzystania do końca marca (u mnie w pracy dni wolne liczą od 1 kwietnia do 31 marca) i zdecydowała się przylecieć w odwiedziny 31 stycznia na tydzień z całą familią 🙂 Cieszę się bardzo. Mężu już wziął 3 dni wolnego i razem ze szwagrem będą robić ogród 🙂 Sąsiad powiedział że pożyczy młot pneumatyczny żeby rozwalić beton i płyty na ogrodzie.

W sumie, odkąd się wprowadziliśmy na nasze, to tylko ogród nam został do zrobienia. Zostawiliśmy go na sam koniec. Jest on wyłożony dechami, a pod nimi są płyty i wylany beton. Nie wiem kto tak zrobił, ale chyba miał jakąś wizję. My chcemy położyć płyty ogrodowe w końcowej części ogrodu, po bokach i przy konserwatorium, a po środku posiać trawę. Chcę żeby było prosto, bez kwiatów i innych roślin, gdyż większość z nich jest trujaca dla kotów, a ja mam dwa futra. Ich bezpieczeństwo też jest dla mnie ważne. Córcia będzie miała mały plac zabaw na ogrodzie, a koty trawę 😉

Wracając do siostry to chyba znów ją wykorzystam do upichcenia czegoś 😊 Ona pewnie będzie chciała pojeździć po sklepach więc po pracy będę robiła za szofera 😉 W zamian poproszę o zrobienie uszek lub pierogów, zaopatrzę ja w składniki 🙂 Siostrzeńcy zapewne złożą zamówienie na jakąś zabawkę bądź ciuch żebym zrobiła na szydełku. To pewnie mój dzień będzie wyglądał tak: pobudka, śniadanie dla córci, śniadanie dla mnie, praca, powrót do domu, obiad, jazda po sklepach, dom, kąpiel i położenie dziecia spać, prysznic, dzierganko i spać. Podejrzewam, że plan się trochę zmodyfikuje, ale nieznacznie.

Chłopaki uwielbiają moją córę więc będą się nią zajmować. Najmłodszy jak zwykle będzie wszystkich terroryzował i zabierał zabawki, a moje dziecię nie da sobą manipulować i będzie rozstawiać wszystkich po kątach. Będzie wesoło 😉

Teraz o czymś innym. O czym dopiero niedawno się dowiedziałam i ciśnienie mi podskoczyło. Jak w ostatnim poście ponarzekałam na swoich rodziców tak teraz teściu przegiął po całości. Otóż pod koniec listopada powiedział do męża mego że jak następnym razem przylecimy to nie będziemy u nich spali bo on ma już dość – w tak łagodnej wersji mąż przekazał mi tą informację, a w oryginale było ostrzej. Po tej rozmowie mąż dzwoni do domu raz w tygodniu żeby nasze dziecko zobaczyło dziadków. Dziadek mówi że obraziliśmy się na niego za jego dobre serce, nie bierze pod uwagę tego co powiedział. Ja mogę z dzieckiem pojechać tam w odwiedziny, zostawić małą z dziadkami na parę godzin i później po nią przyjechać. Mamy gdzie się zatrzymać. Siostra nas przyjmie, szwagierka również i moi rodzice. W święta zadzwoniliśmy z życzeniami to tylko teściowa z nami rozmawiała, a on siedział z tyłu i nic się nie odezwał. W nowy rok znów zadzwoniliśmy z życzeniami, a że ma imieniny tego dnia to również złożyliśmy życzenia imieninowe na co on stwierdził, że przyjmuje życzenia tylko od wnuczki bo on już nie ma synowej, a syn jest obrażony za jego dobroć i w ogóle to my się nie liczymy. Mnie to nie razi bo teście to w sumie nie rodzina, tylko szkoda mi męża. Jak można coś takiego powiedzieć? Znając go to nawet za to nie przeprosi albo będzie udawał głupa i powie że on nic takiego nie mówił. Nie wiem jak to się rozegra, ale jedno jest pewne – będzie ciężko.

Odwiedziny siostry

Mojej siostrze nie trzeba dwa razy nic powtarzać. 9na ma szalone pomysły. Wystarczy że dam jej znać o niskich cenach biletów w danym terminie, a ona od razu robi kalkulacje, sprawdza czy nie ma nic zaplanowanego i każe zamawiać. Tak było i tym razem 😁 Przyleciała na tydzień z najmłodszym synkiem.

Między moją córką a jej synkiem jest rok różnicy 😉 Na początku miłość wielka, bawili się razem, ganiali, rozrabiali i buzi dawali na zmianę, a po czasie już były zgrzyty 😉 Młody u siebie w domu jest małym terrorystą, bo najmłodszy, a tutaj Pyza go terroryzowała, bo póki co jest jedynaczką. Fajnie było popatrzeć jak się bawią, dogadują i ‚kłócą’ 😁 Walka o zabawki była na porządku dziennym, głównie o wózek z lalką i o traktor ze zwierzętami. Młody upodobał sobie jeszcze biedronkę bujaną. Moje dziecię z niej wyrosło, a dla niego to idealna zabawka. A jak się cieszył, gdy mógł się pobujać 🙂 Z Młodego to taki mały wymuszacz. Gdy coś sobie upodoba bądź zobaczy że moje dziecko ma jakąś zabawkę to on już musi to mieć inaczej zaczyna wymuszony płacz. Na mnie i mojego męża to nie działa. Nasze dziecię kiedyś też próbowało tej techniki, ale bez skutku, a jemu zawsze się udawało gdyż najmłodszy, a tu zastała go niespodzianka 😉 Ciocia i wujek nie reagują na tego typu zagrywki, a jeszcze ciocia potrafi podnieść głos, że tak nie wolno robić i że trzeba się dzielić.

Siostra poprosiła mnie o zrobienie czapek dla jej chłopaków. Musieliśmy kupić włóczkę gdyż ja nie posiadam chłopięcych kolorów. Czego nie robi się dla rodziny? 😉 Zajęło mi to 4 wieczory, ale zrobiłam 😊

Jestem tylko ciekawa czy im się spodobają. Siostra stwierdziła że im nie da tylko sobie zatrzyma bo są ciepłe i na nią też pasują 😉

W zamian za zrobienie czapek odwdzięczyła się ulepieniem uszek na święta oraz kołdunów dla męża 😁 Taka wymiana mi się podoba, przynajmniej nie muszę już ich lepić. Jedno danie mniej do roboty 😉

W czasie kiedy tu była to codziennie gdzieś jeździłyśmy, znaczy się do sklepów. U nas już wyprzedaże świąteczne oraz ‚Black Friday’ więc obkupiła siebie, męża oraz chłopaków. A jaka zadowolona była, że takie okazje znalazła 😉

W zeszłym tygodniu zrobiłam paczkę do wysłania, gdyż ona stwierdziła iż nie potrafi układać tetrisa, a chciała wziąść parę zabawek dla Młodego więc ja pakowałam. Udało mi się zapakować biedronkę bujaczek, wszystkie ciuchy, traktor ze zwierzętami, kosmetyki, słodycze a nawet wózek dla lalki 😁 Oboje wraz z mężem watpili w moje możliwości pakowania, ale udowodniłam im że wszystko da radę zapakować jak się chce 😉 Po paczkę przyjechali w piątek, dzień po jej wylocie do Polski. Powinna dostać ją przed Mikołajkami.

Lubię jak przylatuje w odwiedziny, jest wesoło ☺ Teraz to chyba w przyszłym roku się zobaczymy bo bilety na święta strasznie drogie, a trzeba doliczyć jeszcze bagaż i prezenty dla wszystkich. Nie wyrobimy się finansowo, a zadłużać się nie mam zamiaru. Wolę mieć skromne święta z mężem i córeczką, a życzenia złożymy dzwoniąc do domu.

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach?

Z rodziną nie zawsze jest kolorowo. Odkąd siostra wyprowadziła się z rodzinnego domu i rodzice zostali sami to coś się zmieniło. Stali się odludkami. Może nie tato, ale mama. Nigdzie nie chce jej się wychodzić, z nikim spotykać, nawet do mojej siostry ciężko się jej wybrać. A tato mamy samej nie zostawi więc siedzą oboje w domu.
Wiele razy mówiłam żeby nas odwiedzili. Nawet bilety chciałam im zamówić, ale spotkałam się z odmową. Zawsze znajdzie jakąś wymówkę. Moja mama ma jeszcze zaległy urlop z zeszłego roku. Mi się wydaje, że jest ona pracoholiczką. Narzeka, że przydałyby się wakacje, ale wolnego nie weźmie bo jak oni sobie poradzą?
Gdy końcem marca trafiłam do szpitala z ciążą pozamaciczną i miałam robioną laparoskopię to nie moja rodzona matka przyleciała do nas by pomóc przy córci tylko tęściowa stanęła na wysokości zadania, zostawiła schorowanego teścia samego w domu i przyleciała nam pomóc. Moja rodzicielka raz lub dwa razy do mnie zadzwoniła żeby zapytać jak się czuję. A tak cisza. Tylko siostrę wypytywała co u mnie słychać. Zapomniała o urodzinach wnuczki! A jak się zapytałam dlaczego nie zadzwoniła, choć dzień wcześniej z nią rozmawiałam bo była na roczku wnuka,to powiedziała że ja nie zadzwoniłam do niej! Normalnie ręce opadają.
Jak ja nie zadzwonię to rodzice wcale. Ostatnio zrobiłam teścik. Czy jak nie będę dzwonić to może rodzice się odezwą? Taaaa…. Dobre 3 tygodnie minęły, a ja nie otrzymałam żadnego telefonu od rodziców. Zero zainteresowania z ich strony. Gdyby nie to że mąż z córą lecieli do Polski to bym nie zadzwoniła, ale stwierdziłam iż dziecko nie jest kartą przetargową i ma prawo zobaczyć dziadków, nawet jeśli zapominają o jej urodzinach. Mąż zapowiedział iż do moich rodziców z Małą nie pójdzie. Jak chcą to mogą po nią przyjść do mojej siostry. Jest na nich zły i nie dziwię się mu. Czasami mam ochotę na nich nawrzeszczeć, ale wątpię żeby coś do nich dotarło. Przykro mi jest jak widzę małe zainteresowanie z ich strony własną wnuczką. Dobrze, że moje dziecko ma jeszcze drugich dziadków, którzy dzwonią i wypytują o nią.

Jest i nie ma

31 SIERPIEŃ
Mężu się mnie pyta czy kupić test ciążowy. Kazałam mu się puknąć w czoło. No okres mi się spóźnia, ale to nie powód by od razu kupować test. Zresztą moje miesiączki są nieregularne więc tydzień czy dwa, a nawet trzy nie robią na mnie wrażenia. Normalka. Już nie raz tak miałam. Oczywiście się nie posłuchał i kupił.

1 WRZESIEŃ
Mężu wstaje do pracy przy okazji mnie budząc. Dostałam laurkę na urodziny od córci i łańcuszek od męża 🙂 Mąż prosi bym zrobiła jednak ten test. Myślę, że go całkiem pogieło. Mówi mi, że jak test wyjdzie pozytywny to sobie nogi ogoli 😉 Idę więc z tym testem do toalety, robię co mam zrobić, odkładam na bok. W międzyczasie robię poranną toaletę, zabawiam dziecię i karmię kociaki. Po wszystkim podchodzę do umywalki i oczom własnym nie mogę uwierzyć. Na teście dwie grube czerwone krechy! Gorąco mi i słabo jednocześnie. Strach wymieszany ze szczęściem.
Mężu z dołu krzyczy: „Zrobiłaś test?”.
Ja: Tak.
Na co on: I co?
Ja (zrzucając mu test): Golisz nogi!
On (patrząc się na test): Ale ja nie wiem co to znaczy.
Więc idę ci ja z ulotką do niego, ale zanim doszłam to ust jego usłyszałam: „O kurcze!” i aż się oparł o framugę z wrażenia 😉 Po chwili na ustach męża widzę uśmiech od ucha do ucha i zdanie: „A widzisz jak dobrze, że kazałem ci zrobić ten test.”
Do mnie jeszcze to nie dociera. W pracy też ciężko było się skupić.
Wieczorem mężu sobie pije drinka, a ja sok pomarańczowy i dalej się zastanawiam czy to jednak nie sen.

2 WRZESIEŃ
Lot do Polski. Zastanawiamy się jak to powiedzieć, że jednak z nikim się nie napiję wysokoprocentowych napoi 😉 Wychodzi samo „w praniu”. Gratulacje i pytania który to tydzień, na kiedy termin itp, itd. Odpowiedzi brak bo sama nie wiem. Radość od mojej strony z rodziny wielka czego nie mogę napisać o teściach. Teściowa tylko się zapytała jak my sobie teraz poradzimy, a teściu stwierdził że on jest tym gorszym teściem bo on się dowiaduje jako drugi. Ehhh…. Wieczorem bratowa męża przychodzi, a że mężu mój to papla to i ona sie dowiaduje. Radość z jej strony ogromna, aż się kobitka prawie popłakała 😉 Przy okazji dostałam kwiatka i prezencik na urodziny 😀

5 WRZESIEŃ
Zaczynam plamić. Strach i 1000 myśli na sekundę przelatują przez głowę. Mąż pociesza i próbuje uspokoić. Szukanie ginekologa, który by przyjął mnie prywatnie. Siostra podaje namiary na dwóch. Jest późno w nocy muszę czekać do rana żeby umówić się na wizytę. Noc prawie nie przespana. Plamienie na brązowo dalej jest, a nad ranem nawet krew poleciała 😦

6 WRZESIEŃ
Rano telefon do ginekologa, do którego chodziła moja siostra. Nikt nie odbiera. Telefon do drugiego. Odbiera, może mnie przyjąć tego samego dnia o 17:00. Godziny sie dłużą niemiłosiernie. Dzieckiem zajmować się nie muszę, bo jest pełno chętnych do opieki nad nią. W końcu wybija godzina. Idziemy z mężem pod wskazany adres. Zaczynam się denerwować. Mąż uspokaja. Doktor zaprasza na fotel. Robi usg i potwierdza ciążę. Pokazuje pęcherzyk płodowy. Od razu dodaje, że jest to ciąża zagrożona 😦 Przepisuje Duphaston, 3 razy dziennie po jednej tabletce. Mówi żeby w Anglii iść do lekarza nie wcześniej niż za około dwa i pół tygodnia. Rozliczamy się. Doktor życzy powodzenia i wszystkiego dobrego. Od lekarza idziemy prosto do apteki po tabletki, a poźniej do domu. Pokazuję zdjęcie, ale tylko siostrze mowię, że ciąża jest zagrożona. Rodzicom ani słowa żeby ich nie denerwować.

8 WRZESIEŃ
Plamienie ustępuje. Trochę się uspokajam i zaczynam cieszyć tym stanem 🙂 Rodzinka zajmuje się córcią, a ja odpoczywam 🙂 Mężu się cieszy i papla znajomym, że coś jest na rzeczy 😉 Próbuję go stopować, ale z marnym skutkiem.

13 WRZESIEŃ
Powrót do domu. Po drodze z lotniska wstępujemy do przychodni. Umawiam się na wizytę z położną. Znów plamię. Podejrzewam że to przez lot samolotem i przez zmęczenie. Tata częściej zajmuje się córką żeby mnie trochę odciążyć. Po kąpieli on ją przenosi do pokoju i usypia 🙂

14 WRZESIEŃ
Powrót do pracy. Nikomu nic nie mówię o swoim stanie. Jest za wcześnie. Na szczęście mam pracę siedzącą 🙂

21 WRZESIEŃ
Wizyta u położnej. Poznała mnie od razu 🙂
P: Szybko do nas wróciłaś 🙂
Ja: Szybciej niż planowałam 😉
P: Ile twoje dziecko już ma?
Ja: 13 miesięcy, a za dwa tygodnie będzie miała 14 🙂
P: A to nie szybko, to tak normalnie 🙂
Powiedziałam jej o plamieniu, o tym że byłam u ginekologa w Polcse, o tabletkach. Wypełniłyśmy moją kartę, pobrała mi krew, zmierzyła ciśnienie, sprawdziła mocz. Zapisała sobie żeby zarejestrować mnie na usg w 12 tygodniu bo z komputera w przychodni nie mogła tego zrobić. Powiedziała o szczepionce na grypę, że mi przysługuje za darmo i żebym ją wzięła bo zima tuż tuż. Życzyła wszystkiego dobrego i do kolejnej wyzyty. Po wyjściu z gabinetu zarejestrowałam się na tą szczepionkę na poniedziałek 25 września.
Mąż zarejestrował mnie na sobotę do polskiego ginekologa (prywatnie), bo tabletki mi się kończą. On będzie pracował, więc ja pojadę z dzieckiem. Innego wyjścia ni ma. Dostanie chrupka i będzie siedzieć w wózku 😉

23 WRZESIEŃ
Szybkie śniadanie, oporządzenie Pyzy i kierunek lekarz. Położna powiedziała, że zajmie się mym dzieckiem podczas mojego badania. Lekarz miły, przeprowadził wywiad i zaczął badanie. Wziął wymaz z szyjki macicy bo kolor mu nie pasował. Powiedział, że może to być infekcja dlatego plamię, ale niekoniecznie. Dla świętego spokoju zrobimy badanie. Wyniki w przyszły czwartek. Czas na usg. Jak tylko zaczął już wiedziałam, że coś jest nie tak 😦 Długa cisza lekarza też nie wróżyła nic dobrego. Wyrok: „Brak akcji serca, pęcherzyk płodowy się nie rozwinął, jest pusty w środku. Przykro mi bardzo” ;( Gula w gardle, żęby zacisnęłam żeby się nie rozpłakać. Sprawdził jeszcze czy nie ma ciąży pozamacicznej i mogłam się ubrać. Powiedział żebym odstawiła tabletki i dała szansę organizmowi na samoistne oczyszczenie. Za dwa tygodnie wizyta kontrolna, sprawdzi na usg czy wszystko zeszło i w razie czego przepisze tabletki na farmakologiczne oczyszczenie. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie. Lekarz powiedział, że czasem tak się zdarza i nikt nie wie dlaczego. Dał mi swóje numery telefonów, polski i angielski, w razie gdybym miała jakieś pytania to mam do niego dzwonić. Na koniec zapytał się czy chciałabym jeszcze coś się jego spytać. Już tylko pokiwałam głową na nie. Zrozumiał i zaprowadził mnie do położnej, która zabawiała moje dziecię. Pyza całkiem nieźle się tam bawiła. Uiściłam opłatę i wyszlyśmy. Po drodze do samochodu zadzwoniłam do męża i opowiedziałam o wizycie. Przykro mu sie zrobiło, ale starał się mnie jeszcze pocieszać. Łzy stanęły mi w oczach, kilka głębokich wdechów by opanować się od płaczu. Zapakowałam Pyzę i wózek do samochodu, porozmawiałam jeszcze chwilkę z mężem i wróciłam do domu.
W domu póki coś robię lub bawię się z córcią to jakoś funkcjonuję, ale jak tylko usiądę i Pyza nie widzi to po ciuchutku sobie chlipię ;( Nie chcę żeby ona widziała jak mama płacze więc staram się ukrywać. Ciężko jest.
Napisałam do siostry. Odpisała, że jest jej przykro i czy ma powiedzieć rodzicom. Napisałam, że tak. Narazie nie chce mi się z nikim rozmawiać.

Jest ciężko, jest pieruńsko ciężko. Łzy same cisną się do oczu ;(

Wizyta w szpitalu

Zapomniałabym napisać o tym że trafiłam znów do szpitala. Ostatniego dnia pobytu siostry u nas, rana po cesarskim cięciu strasznie zaczęła mnie boleć i piec. Wieczorem było już tylko gorzej więc zadzwoniłam na porodówkę i powiedziałam jaka jest sytuacja, kazali mi przyjechać żeby doktor mnie zbadał. Siostra została z małą, a mąż pojechał ze mną. Przyjęła nas polka – Edyta. Zaprowadziła do pokoju, obejrzała ranę, zmierzyła ciśnienie, temperaturę, przyniosła dzbanek wody żebym się napiła i oddała próbkę moczu. Wzięła moje karty i powiedziała że zaraz ktoś do mnie przyjdzie. Co chwilę przychodziły położne, sprawdzać jak się czuję i oglądać ranę. W końcu jedna z nich powiedziała że musi to skonsultować ze starszą położną. Przyszły we dwie, starsza obejrzała ranę i stwierdziła że zaczerwienienie jej się nie podoba i zadzwoniła po lekarza. Narzekaliśmy się na niego. W międzyczasie znów mnie zbadano. Na łóżku prawie odlatywałam, tak mi się spać chciało. Po długim oczekiwaniu w końcu przyszedł. Wypytał się mnie kiedy miałam cesarkę, dlaczego, jakie szwy założyli, co się stało że przyjechałam do szpitala i dopiero zaczął badanie. Obejrzał ranę, podotykał, wziął wymaz. Powiedział że bardzo dobrze zrobiłam dzwoniąc do szpitala i przyjeżdżając bo mam małą infekcję. Nie wiedzą dlaczego tak się dzieje, ale czasami infekcje się same pojawiają. Dostałam antybiotyk i kazał się stawić na kontrolę w czwartek. Antybiotyk miałam brać 4 razy dziennie, czyli co 6 godzin. Doktor stwierdził że jeżeli antybiotyk nie pomoże to trzeba będzie czyścić ranę i ponownie zszywać. Przeraziłam się. Ogólnie w szpitalu spędziliśmy 2 godziny.

Po powrocie do domu wzięłam antybiotyk. Siostra przerażona. Powiedziała że jeżeli trzeba będzie to przyleci. Mała grzecznie spała, nieodczuwajac mojej nieobecności. Nad ranem się pożegnaliśmy i mąż odwiózł ich na lotnisko.

Już na drugi dzień brania antybiotyku czułam się lepiej. Tylko musiałam oczyścić plan jak jeść posiłki żeby nie kolidowały z braniem tabletek, ale jakoś się udało.

W czwartek mąż odwiózł mnie do szpitala na kontrolę, a sam z małą pojechali na zakupy. Miałam dać mu znać jak będę wychodzić, ale zanim przyszła lekarka i mnie obejrzała to znów minęło 2 godziny. Zmieniła mi antybiotyk bo powiedziała że w wymazie coś było i nowy antybiotyk będzie lepiej działał.

Póki co jest dobrze. Mam nadzieję iż rana się ładnie zagoi i nie będę musiała wracać do szpitala. Panicznie się tego boję. No i nie chcę zostawiać dziecka. Wiem że mąż sobie poradzi, ale będzie musiał ją karmić tylko mlekiem modyfikowanym, a moje przecież jest lepsiejsze.

Pobyt w szpitalu

Dzień, a raczej wieczór i noc pamiętam jak przez mgłę. Gdy mnie przewieźli na salę ogólną, gdzie leżały inne mamy że swoimi pociechami, byłam bardzo śpiąca. Mąż zajmował się małą bo ja byłam przykuta do łóżka razem z cewnikiem. To on ją pierwszy przewijał i karmił (butlą oczywiście). On ją trzymał na rękach. Biedny bo musiał jeszcze mną się zająć gdy zaczęłam wymiotować. Co prawda samą woda, bo od piątku nic nie jadłam. Zmieniał mi tylko pojemniki. Położne przychodziły i zmieniały mi co jakiś czas matę na której leżałam i podpaskę. Przynosiły środki przeciwbólowe, mierzyły temperaturę, ciśnienie i ogólnie się mną zajmowały. Położna przyniosła fotel rozkładany dla męża żeby się przespał w nocy, ale około godziny 1 w nocy stwierdziliśmy żeby pojechał do domu, bo ja opiekę mam zapewnioną. Wystarczyło tylko nacisnąć przycisk i zaraz położna przychodziła. Tak też zrobił. Mała przespała cała noc. Położna zmieniła jej pampersa i nakarmiła na moją prośbę. Z tego co pamiętam to cewnik miałam mieć ściągnięty o północy, ale w rezultacie że źle się czułam to ściągnęli mi go następnego dnia po południu.

Rano, około 8:00, przyjechał mąż i przywiózł mi butelke wody i kanapkę z masłem, żebym spróbowała coś przygryźć. Położne co 3 godziny dawały środki przeciwbólowe, nawet dostałam morfinę w niedzielę. Słodka była 🙂 Przed 10:00 mąż zabrał małą do pediatry. Pobrał jej krew i zbadał. Gdy ją badał to małej się zwymiotowało. Nie spodobał mu się kolor jej wymiocin i zrobił dodatkowe badania. Okazało się że dzidzia ma infekcję i będzie brała antybiotyki przez 2 dni, co 12 godzin. Założyli jej wenflon i pierwszy antybiotyk dostała o 16:00, a drugi o 4 rano i kolejnego dnia tak samo. Później pobrali jej krew w celu sprawdzenia czy infekcja się cofnęła, na szczęście tak 🙂 Bida moja mała miała łapki sine 😦 Jedną od pobrania krwi, a drugą od wenflonu.

Położne były rewelacyjne. Gdy przez 2 noce mała płakała i nie chciała spać, noszenie na rękach nie pomagało to one zabrały ją do siebie żebym mogła się zdrzemnąć choć 2 godziny. Ta drzemka była zbawienna. Później mogłam z nią siedzieć aż mąż lub siostra przyjechali zmienić mnie. W tym czasie, gdy oni się zajmowali Pyzuchą, ja mogłam odespać nockę 🙂

Była tam jedna położna, murzyneczka z wielkim afro na głowie 😀 Konkretna babka. Ona nam powiedziała, że małej dalej zalega wydzielina i dlatego wymiotuje. Pokazała nam w jakiej pozycji najlepiej ją karmić i jak ja trzymać by się jej odbiło. Ona raz ja nakarmiła, bo powiedziała że 30ml to za mało jest dla niej. Trzymała ja tak długo i klepała po pleckach żeby się odbiło aż mała parę razy zwymiotowała. Musiała chyba w tym samym czasie oczyścić się z tej wydzieliny bo później już ładnie jadła i nawet jej się odbijało 🙂 Żartowaliśmy z tą położną że weźmiemy ją do domu na miesiąc lub dwa 😉 Taka niania do pomocy 🙂

W nocy była inna murzyneczka, też bardzo miła. Jak zobaczyła że moja Kluseczka usunęła na mnie to przyniosła mi poduszkę pod rękę żebym sobie oparła i podniosła barierkę od łóżka. W takiej pozycji z małą na sobie zdrzemnęłam się ze 2 godziny, może trochę dłużej.

Poznałam też dwie polki położne. Jedna z nich moja imienniczka Edyta była na nocnej służbie, druga Justyna miała dniówki. Wesoło było 🙂 Zawsze pytały się jak Mała, jak ja się czuję, co jeść i pić oraz kazały mi dużo odpoczywać.

Jedzenie w szpitalu było naprawdę dobre. Mały wybór dla wegetarian, ale mi smakowało. Jak nie mogłam pójść po jedzenie to położne pytały się na co mam ochotę i same przynosiły 🙂 Później zabierały pusty talerz i kubek. Pytały się czy jeszcze bym coś chciała do jedzenia bądź picia. Jak poprosiłam o herbatę to zaraz ją miałam, gorącą 🙂 Nie trzeba było długo czekać.

W szpitalu zrobiliśmy naszej Pyzie sesję zdjęciową 🙂 Jak zobaczyłam sideshow to łzy same napływały do oczu. Nawet tacie się łezka w oku zakreciła 😉 Ach ten baby blues 😉 Hormony szalały 😉

Jak dostaliśmy zielone światło że możemy iść do domu to wszystkie mamuśki na sali i położne życzyły nam powodzenia, żebyśmy dbali o siebie i się nie przemęczali 🙂 Jedna mamuśka nawet mnie wyściskała 🙂

A w domu czekała na nas ciocia i siostrzeniec 🙂

Opiekę w szpitalu wspominam bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, że w przyszłości jak będziemy mieć drugie dziecko też taką otrzymam 🙂

Wspomnienia porodu

W sobotę sobie wspominaliśmy ten dzień, a właściwie dwa dni 😉 Patrzyliśmy na naszą Pyzuchę Kluchę, na zegarek i mówiliśmy co było o danej porze. Z siostrą tylko piątek był do wspominania, a później tylko słuchała co się działo 🙂

Tak więc po czwartkowej wizycie u położnej, na której umówiła mnie na wywołanie porodu po weekendzie, w piątek po godzinie 6 rano obudził mnie ból brzucha. Takie ćmienie jak na okres. W sumie nic sobie z tego nie zrobiłam i wróciłam do łóżka dalej spać, ale jak zaczęło się to powtarzać to już wiedziałam co jest na rzeczy. Nie budziłam nikogo tylko sobie leżałam próbując usnąć. Ciężko było bo co mi się udało usnąć to budził mnie skurcz. Jak mąż wstał do pracy to mu powiedziałam, że mam skurcze. Co prawda nieregularne, ale były. Z aplikacją w telefonie mierzyłam ich odstępy i długość ich trwania. Około 11:00 wstałam, a raczej zwlekłam się z wyrka, i zrobiłam sobie śniadanie. Powiedziałam siostrze co się dzieje, a ta zaczęła się cieszyć 😉 Mąż i siostra kazali mi wrócić do łóżka i dalej mierzyć skurcze. Z każdą godziną się one nasilały. W sumie byłyby do zniesienia gdyby nie to, że skurczybyki przeszły w skurcze krzyżowe. Mniej więcej od 15:00 leżałam w łóżku, mierzyłam te dziadostwa i oddychałam głęboko przy każdym skurczybyku.

Pod wieczór zadzwoniłam do szpitala i powiedziałam co się dzieje, że mam skurcze, co ile one są i jak długo trwają. Położna powiedziała, że jak będę miała 3 porządne skurcze w ciągu 10 minut to mam przyjeżdżać do szpitala. Wytrzymałam z nimi do godziny 21:00 i znów zadzwoniłam na porodówkę. Odebrała inna położna, powiedziała że mogę wziąść paracetamol na uśmierzenie bólu lub przyjechać do szpitala. Wybrałam opcję drugą. Mąż zabrał nasze torby, zapakował mnie do samochodu i ruszyliśmy na spotkanie z przeznaczeniem 😉

Zaparkowali my na całodobowym parkingu dosłownie 50 metrów od wejścia do szpitala, a dojście na porodówkę graniczyło z cudem. Musiałam robić postoje bo inaczej bym nie doszła. Mąż trzymał 2 torby, moją i dzidzi, oraz mnie podtrzymywał. Wyglądał troszkę jak wielbłąd 😉 Ostatkami sił doczlapałam na oddział. Musieliśmy chwilę poczekać na położną i na pokój. Nie wiem kiedy weszliśmy do pokoju, ale był przytulny i z łazienką 🙂 Większość czasu przeleżalam na łóżku ściskając kołdrę w czasie trwania skurczy lub w łazience na porcelanowym tronie, bo było wygodnie. Położna przyszła chyba przed 23:00, zbadała i stwierdziła że rozwarcie jest na 2 cm. W takim wypadku możemy wrócić do domu lub zostać w szpitalu. Oczywiście zostaliśmy. Przeszliśmy tylko na salę gdzie było parę innych kobiet, ale tylko ja ze skurczami. Przed północą nie dość że miałam skurcze krzyżowe i to co 2-3 minuty, przy których kucałam żeby mi troszkę ulżyło, to jeszcze doszły skurcze parte. Mąż biedny siedział na krześle obok łóżka i liczył skurcze. Podejrzewam że chciał pomóc, ale nie wiedział jak. Około 1:00 w nocy poszłam po tabletki przeciwbólowe, które i tak nie zadziałały. Przed 2:00 miałam kolejne badanie i o dziwo rozwarcie było na 4 cm. Zostałam wysłana na porodówkę. Dostaliśmy pokój z wanną 🙂 I tak z niej nie skorzystałam. Jakoś nie mogłam się przełamać. Za to dostałam zastrzyk przeciwbólowy z petydyny, ten też nie zadziałał na mnie. Skurcze były zbyt silne żeby to zaskutkowało. Odkąd trafiłam znów na porodówkę to położną miałam cały czas przy sobie. Notowała ona wszystko, każdy skurcz, zastrzyk, moje zachowanie. Przed 4 rano poprosiłam o epidural, bo nie mogłam już wytrzymać. Zmieniliśmy pokój na mniejszy, ale za to z łazienką. Przyszedł lekarz, zrobił zastrzyk, podłączył do aparatury z której mogłam co pół godziny dozować dawkę epiduralu. Lek zaczął działać w miarę szybko i mogłam nawet się zdrzemnąć 🙂 Po całym dniu i nocy drzemka była zbawienna. O 6 rano rozwarcie dalej było na 4 cm, więc postanowili podać mi oksytocynę. Najpierw małą dawkę 3 mg, którą zwiększali z każdą godziną.

O 7 rano była zmiana dyżuru i dostałam 2 położne 🙂 Bardzo miłe. Pogadałyśmy sobie o wszystkim, o dzieciach, o imionach i różnych pierdołach. O 8 rano czułam, że epidural przestaje działać. Powiedziałam o tym położnym i chyba męża obudziłam z drzemki. Dzielnie mi towarzyszył pomimo iż nie mógł ulżyć w bólu to dozował środek przeciwbólowy. Jedna z położnych poszła po anastezjologa żeby podać mi kolejną dawkę epiduralu. W międzyczasie przychodziły inne położne i lekarze się przedstawić i przywitać. Nie wiem ile czekaliśmy na anastezjologa, ale w końcu do nas dotarła. Wstrzyknęła epidural i powiedziała, że jestem jedynym przypadkiem z którego on szybko schodzi. Po tej dawce znów miałam odlot. Mąż chyba też się zdrzemnął. O 10:00 był obchód i znów ludzie przychodzili się przedstawiać 🙂 Miło było. Po godzinie 13:00 odbyła się kolejna zmiana personelu i dwie nowe położne zawitały u mnie w pokoju. Jedna młodziutka, może że 30 lat miała, no góra 35. Druga starsza, ale widać że praktykantka, dopiero się przyuczała do zawodu. One chyba były najlepsze 🙂 Podtrzymywały na duchu, dodawały odwagi. O 14:00 zbadała mnie, rozwarcie było prawie pełne 🙂 Powiedziała, że za godzinę zacznę przeć. dzidzia tak się wierciła, że musiałam parę razy zmieniać pozycję bo tętno zanikało, aż w końcu przyczepili jej do główki taki sznureczek co mierzył jej tętno. Była wtedy pod kontrolą 🙂

O godzinie 15:00 zaczęłam przeć. Położne były świetne. Mąż przytrzymywał rurkę z gazem co bym mogła ją przygryźć podczas parcia. O 16:00 przyszła doktor, zbadała, kazała mi przeć i powiedziała jak mam to robić żeby było bardziej efektywnie. No to tak robiłam jak kazała. Za kolejne pół godziny przyszła chirurg i powiedziała, że mogą mi pomóc kleszczami ale tylko jak główka będzie w kanale rodnym. Koniec końców zdecydowali się na cesarskie cięcie.

Byłam przerażona. Płakać mi się chciało. Znieczulili mnie tak że nie mogłam ruszyć rękoma. Dostałam maskę z tlenem, a ta starsza położna była cały czas przy mnie i do mnie mówiła. Zaprosili męża na salę. Usiadł on przy mojej głowie w niebieskim szpitalnym odzieniu, a chwilę później, dokładnie o 17:35 usłyszeliśmy płacz naszej córki 🙂 Opuścili parawan żeby mi ją pokazać i zabrali na badanie. Mąż był przy niej i zrobił zdjęcie 🙂 Po ważeniu przynieśli ja do mnie i porobilismy kilka fotek podczas kiedy byłam zszywana 🙂 Tata pierwszy trzymał małą na rękach. Dumny jak paw 😉 Chciał imię Lena, ale jak zobaczyłam małą to powiedziałam że to imię do niej nie pasuje i poszliśmy na kompromis. Daliśmy jej na imię Isabel 🙂

3620g szczęścia urodzonego 6/08/2016 o 17:35 😀

Czas leci

Jeszcze 3 dni siostra bedzie z nami. W poniedziałek już wraca do domu i zostaniemy sami 😦 Nie powiem boję się. Siostra naprawdę jest pomocna. Nocne warty należą do mnie. O 20:00 jestem już w łóżku na drzemkę, przed północą ściągam pokarm, a później czuwam. W ciągu dnia siostra przejmuje kontrolę nad małą. Cały czas by ją nosiła i tuliła. Mała chyba się do niej przyzwyczaiła i przyszły tydzień będzie ciężki dla nas 😦 Znów będzie musiała się przyzwyczaić do mnie. Jakoś musimy dać sobie radę.

Będziemy zdane na siebie. Siostry nie będzie. Tata w pracy, a my same. Hormony jeszcze buzują więc jak nie będę dawać sobie rady to pewnie będę płakać razem z nią 😉 Po pracy tata przejmie pałeczkę żebym mogła się zdrzemnąć przed nocną wartą.

Oj będzie ciężko, ale nikt nie mówił że będzie łatwo.

Ostatnia wizyta u położnej

Właśnie wróciliśmy od położnej. To była moja ostatnia wizyta. Młoda jest uparta i nie chce wychodzić więc mam się stawić na wywołanie porodu w poniedziałek. Najpierw muszę rano zadzwonić i dowiedzieć się o której godzinie mam przyjechać. Oprócz tego próbowała zrobić mi masaż szyjki macicy, ale ból był okropny i musieliśmy przerwać. Wiem że to pikuś w porównaniu z bólami porodowymi, ale nigdy nie przepadałam za tego typu badaniami. Zawsze sprawiały mi ból więc i tym razem nie mogło być inaczej. Posłuchaliśmy bicia serduszka 🙂 Bije ładnie, miarowo 🙂 135 uderzeń na minutę 🙂 Mężu trochę wystaszony siedział po usłyszeniu mojego „ała” 😉 Nawet sam chce jechać na zakupy 😉

Moje obawy przed wywołaniem to takie, że Młoda może ważyć ok 4kg i będzie ciężko ją urodzić. Ewentualnie mogą zrobić cesarkę, której panicznie się boję. Wszystko okaże się w poniedziałek. O dziwo jestem nadzwyczaj spokojna. Zero nerwów. Siostra bardziej się denerwuje niż ja 🙂 Ona by już chciała żebym rodziła, ale niestety nie ode mnie to zależy. Może moje dziecko potrzebuje więcej czasu żeby dojrzeć 😉 Albo mój piekarnik miał niższą temperaturę niż zakładałam 😉 W każdym bądź razie jest jej tam wygodnie 🙂

No to teraz trzeba się zebrać i jechać na zakupy, trochę ruchu się przyda 😉